Truskawkowy tofurnik na zimno
Pamiętam moje początki weganizmu i tworzenia deserów. Już kiedyś przygotowałam truskawkowy sernik z truskawkami, ale okazał się klapą. No może nie było aż tak źle, lecz trzeba było go jeść łyżeczką prosto z naczynia.
Myślałam wtedy, że jedna truskawkowa galaretka (ta wspaniała roślinna z Delecty, której już nie ma) załatwi sprawę. Miło się wspomina takie wydarzenia, nikt nie jest idealny. Często dostaję od Was wiadomości, że moje ciasta i desery są wspaniałe i że Wam na pewno nie wyjdą, bo nie potraficie piec.
Otóż nie! Trzeba zmienić podejście, bo jak się z góry zakłada, że coś nie wyjdzie, to na pewno nie wyjdzie.
Ile ciast, pisząc brzydko - spieprzyłam! Do dziś pamiętam smak murzynka na dwóch łyżkach (!) sody oczyszczonej. Fuj, fuj, fuj :)
Wracając do tematu. Nie od razu mi wszystko wychodziło, ale zawsze starałam się nie stresować i podchodzić do pieczenia jak do zabawy. Powtarzałam sobie, że to przecież nie konkurs. Najwyżej zmarnuję składniki, chociaż i tak zjem to, co z tego wyjdzie, bo zawsze mi szkoda :)
Im więcej się piecze, gotuje, tym efekt pracy jest lepszy. Tak jak ze wszystkim, w każdej dziedzinie. W swoim życiu zrobiłam tyle ciast, że mogę je liczyć setkami (pracując jako wege cukiernik), a i tak często nie jestem zadowolona z tego co tworzę. Tylko dlaczego?
Bądźcie zadowolone/zadowoleni z tego co przygotowaliście, jaki jest sens w dołowaniu się?
A krytykującym mówcie, że tak miało być :)
Myślałam wtedy, że jedna truskawkowa galaretka (ta wspaniała roślinna z Delecty, której już nie ma) załatwi sprawę. Miło się wspomina takie wydarzenia, nikt nie jest idealny. Często dostaję od Was wiadomości, że moje ciasta i desery są wspaniałe i że Wam na pewno nie wyjdą, bo nie potraficie piec.
Otóż nie! Trzeba zmienić podejście, bo jak się z góry zakłada, że coś nie wyjdzie, to na pewno nie wyjdzie.
Ile ciast, pisząc brzydko - spieprzyłam! Do dziś pamiętam smak murzynka na dwóch łyżkach (!) sody oczyszczonej. Fuj, fuj, fuj :)
Wracając do tematu. Nie od razu mi wszystko wychodziło, ale zawsze starałam się nie stresować i podchodzić do pieczenia jak do zabawy. Powtarzałam sobie, że to przecież nie konkurs. Najwyżej zmarnuję składniki, chociaż i tak zjem to, co z tego wyjdzie, bo zawsze mi szkoda :)
Im więcej się piecze, gotuje, tym efekt pracy jest lepszy. Tak jak ze wszystkim, w każdej dziedzinie. W swoim życiu zrobiłam tyle ciast, że mogę je liczyć setkami (pracując jako wege cukiernik), a i tak często nie jestem zadowolona z tego co tworzę. Tylko dlaczego?
Bądźcie zadowolone/zadowoleni z tego co przygotowaliście, jaki jest sens w dołowaniu się?
A krytykującym mówcie, że tak miało być :)